Od zaginionego gatunku do genetycznego kotła – historia gekona orzęsionego
- Little Jungle

- 14 cze
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 20 cze
Na wstępnie chcę tylko napisać, że nie jestem żadnym ekspertem – raczej typem, co zamiast spać, czyta PDF-y o wilgotności względnej w tropikach i dostaje wady wzroku od przewalania źródeł naukowych i postów innych wariatów. Ta strona to efekt zajawki, która zaczęła się od jednego gekona i przerodziła w głębokie nurkowanie w świat terrarystyki. Skupiam się głównie na rejonach Azji i Oceanii, choć sam dalej nie wyszedłem poza własne cztery ściany. No, może z wyjątkiem paczkomatu i giełd.
Wszystko, co tu znajdziesz, to efekty pasji, weryfikacji i nieustannego rozwijania się – czasem z entuzjazmem, czasem z facepalmem.
Jeśli znajdziesz błąd, masz inne dane albo chcesz podyskutować – daj znać. Za dobre źródło i konstruktywną burę zawsze jestem wdzięczny.
W świecie egzotycznych gadów mało który gatunek ma tak filmową historię jak gekon orzęsiony. Na wolności występuje tylko w Nowej Kaledonii i przez długi czas sądzono, że po prostu zniknął. Po raz pierwszy opisany został w 1866 roku przez Guichenota jako Correlophus ciliatus. Potem trafił do szuflady z napisem Rhacodactylus – taką decyzję podjął Boulenger w 1883 roku. I tak sobie tam leżał przez ponad sto lat, aż do 2012 roku, kiedy to Aaron Bauer i reszta ekipy przy rewizji gatunków stwierdzili, że jednak trzeba mu oddać pierwotną nazwę.

Historia gekona orzęsionego do 1993 roku to tylko 16 egzemplarzy, wszystkie z jednego miejsca na Grand Terre – największej wyspie Nowej Kaledonii. Nie było żadnych doniesień terenowych, żadnych nowych znalezisk. Nic dziwnego, że większość badaczy Nowej Kaledonii zakładała, że po prostu wyginął. Aż tu nagle – bum. Henkel i Seipp w 1994 roku odnaleźli żywe osobniki w dżungli w rejonie Blue River. Potem kolejnego. I jeszcze jednego. Okazało się, że ciliatus jednak przetrwał. Siedział sobie spokojnie w swoim lesie na końcu świata, zupełnie nieświadomy, że nauka już dawno go pochowała.

Henkel ze swojej wyprawy przywiózł kilka sztuk do Europy. W USA nie było inaczej – Philippe de Vosjoli i Frank Fast sprowadzili własne okazy z Isle of Pines i też zaczęli działać. Niedługo potem pojawiły się pierwsze młode, a cała maszyna ruszyła. Kilka lat później część okazów trafiła do hobbystów i tak Allen Repashy dołożył swoją cegiełkę, a właściwie całą ścianę – opracował pierwszą gotową dietę MRP (meal replacement powder), która zrewolucjonizowała sposób karmienia tych gekonów. Niektóre jego pierwszych receptur zawierały nawet ryż i pierś z kurczaka – bo czemu nie? Tak czy inaczej, to był milowy krok.

Całość historii gekona orzęsionego dobrze podsumowują słowa Vosjoli'ego:
Dwadzieścia lat temu znaliśmy tego gekona tylko z pożółkłych fotografii w starych katalogach. A dziś mamy go na rękach.
Od tego momentu ruszyła hodowlana gorączka. Ciliatus okazał się nie tylko śliczny, ale też zaskakująco łatwy w rozmnażaniu. No i ta zmienność barw! Każde nowe pokolenie przynosiło jakieś niespodzianki. W końcu pojawił się lily white – śnieżnobiała mutacja, która totalnie odbiegała od tego co udało się do tej pory uzyskać w hodowlach. Morph, który w wersji homozygotycznej okazuje się letalny, ale w układzie heterozygoty? Czyste złoto wizualne.

Na drugim końcu tej skali pojawił się za to axanthic – wizualne przeciwieństwo lily white. Gekon o surowym wyglądzie: bez żółci, bez czerwieni, z przewagą czerni, szarości i stonowanych tonów, bez wzorów, z gładką, surową prezencją. Wygląda jakby ktoś mu odjął saturację – i właśnie to wielu hodowców uznało za jego największy atut. Axanthic szybko stał się ulubieńcem fanów „ciemnej strony mocy”, a do tego zrobił też największy hałas finansowy. W szczytowym momencie pierwsze sztuki sprzedawane były za rekordowe kwoty, które przebiły nawet najdroższe lily white. Do dziś są to prawdopodobnie najdrożej sprzedane gekony orzęsione w historii.


A potem przyszedł Cappuccino. I zrobiło się naprawdę gorąco.
Na pierwszy rzut oka – ładna, chłodniejsza kolorystycznie wersja klasyki. Beż, ziemiste brązy, chłodne tony, ciemne oczy. No kawusia jak się patrzy. Tyle że nie był to po prostu kolejny odcień. Hodowcy w Azji zaczęli przebąkiwać o nowej mutacji genetycznej.

Gdy pojawiła się jego superforma – Super Cappuccino – świat hodowli aż zawrzał. Lekko prześwitujący gekon jak kawa z mlekiem, oczy czarne jak smoła, brak wzoru, matowa skóra – wyglądał jak duch. Ale za tą urodą kryły się problemy. Okazało się, że homozygoty mają bardzo wysoki współczynnik śmiertelności, pojawiają się rozszczepy pyska, redukcje nozdrzy, postępujące deformacje szkieletu, a nawet zaburzenia neurologiczne. Krótko mówiąc: piękny potworek. Do tego pojawiły się oskarżenia, że azjatyccy hodowcy zamiatali temat pod dywan, żeby tylko cena za sztukę nie spadła.

Sytuację zaogniły dodatkowo pierwsze próby łączenia Cappuccino z lily white – co dla wielu było jak mieszanie nitrogliceryny z petardą. Dwa potencjalnie letalne geny w jednym zwierzaku to nie jest zabawa. Mimo obaw, to połączenie nazwane frappuccino, wydaje się być bezpieczne dla samych gekonów. Dziś nadal nie ma twardych danych genetycznych, wszystko opiera się na plotkach, testowych kojarzeniach i prywatnych notatkach. Ale jedno wiadomo: Cappuccino i jego poboczne to najbardziej kontrowersyjna mutacja ostatnich lat.


Zaraz po jego debiucie, szczególnie po pandemii COVID, w Azji nastąpił prawdziwy wysyp nowych morphów i prób ich „chrztu bojowego”. Hodowle zaczęły prześcigać się w łączeniu wszystkiego ze wszystkim, tworząc coś na kształt genetycznego kotła, który co chwilę wyrzucał nowe kombinacje, wzory, odcienie i twory, których nikt wcześniej nie widział – a często nawet nie potrafił opisać. Problem w tym, że wiele z tych nowinek było od razu ogłaszanych jako „nowe morphy” albo „nowe linie”, bez żadnych testów dziedziczenia, bez stabilizacji, bez prób sprawdzenia co to tak naprawdę jest. Rynek stracił panowanie nad tym, co faktycznie stanowi cechę dziedziczną, a co tylko losowy mix.
Do tego często zdarzało się, że stare, znane od lat geny były sprzedawane pod nowymi nazwami, jakby nagle ktoś odkrył Amerykę w terrarium. Bez weryfikacji, bez odniesień do wcześniejszych linii – ot, nowe imię, nowa cena, a gekon ten sam. Część osób uważa, że był to efekt paniki i próba ratowania cen w obliczu załamania rynku hodowlanego. I o ile niektóre z tych prób dały ciekawe wyniki, o tyle wiele zakończyło się jedynie hałasem na social mediach i kolejnym egzemplarzem, który z morphem czy linią nie ma nic wspólnego poza ceną z sufitu.
Powyższe historie to tylko garstka przykładów o tym co się dzieje wokół gekona orzęsionego na świecie na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Tak czy inaczej, z kilku znalezionych osobników w dżungli, gekon orzęsiony w kilka dekad zawojował terrarystykę. Jest dziś jednym z najczęściej hodowanych gadów na świecie. Mały, spokojny, ładny, niewymagający – dla początkujących idealny. W naturze niestety nie ma tak kolorowo. Gatunek uznano za narażony na wyginięcie (VU wg IUCN 2017). Główne zagrożenia? Wyrąb lasów, pożary, szczury, dzikie koty i jedna wredna mrówka – Wasmannia auropunctata, która zjada wszystko jak leci.

Nowa Kaledonia objęła orzęska ochroną, trwają też starania o wpisanie go na listę CITES. W hodowlach – sytuacja stabilna. Zwierzaków jest pełno, genetyka się trzyma, a wymiany między hodowcami zapobiegają chowowi wsobnemu.
Historia Correlophus ciliatus to idealny przykład, jak jeden spacer w dżungli może uratować gatunek od zapomnienia. Gdyby Bauer i spółka nie poszli w krzaki, dziś byśmy o tym gekonie czytali co najwyżej w przypisach. A tymczasem? Siedzi sobie na korkowej tubie i oblizuje językiem oczy, jakby nigdy nic.
Kolejna część - TUTAJ

Bibliografia
Guichenot, A. (1866). Description d’un nouveau genre de geckonidé provenant de la Nouvelle-Calédonie.
Boulenger, G. A. (1883). Catalogue of the Lizards in the British Museum (Natural History). Vol. I: Geckonidae
Bauer, A. M., Jackman, T. R., Sadlier, R. A., & Whitaker, A. H. (2012). Revision of the giant geckos of New Caledonia (Reptilia: Diplodactylidae: Rhacodactylus).
Sadlier, R. A., Whitaker, A. H., & Bauer, A. M. (1994). Rediscovery of Rhacodactylus ciliatus in southern New Caledonia. Herpetological Review, 25(4), 150–151.
de Vosjoli, P., Fast, F., & Repashy, A. (2003). Rhacodactylus: The Complete Guide to Their Selection and Care.
Henkel, W., & Schmidt, W. (1995). Amphibien und Reptilien im Terrarium. Natur und Tier Verlag.
Röll, B. (2003). Incubation temperature effects and potential sex ratio shifts in Correlophus ciliatus.
IUCN Red List (2017). Correlophus ciliatus – Vulnerable (VU) status.
Jourdan, H., Sadlier, R. A., Bauer, A. M., & Whitaker, A. H. (2001). Impact of invasive ants on native lizard populations in New Caledonia. Biodiversity and Conservation
The Reptile Database. Correlophus ciliatus – taxonomic entry.🔗
GeckoBoa Reptiles (2021–2024). Notatki hodowlane dot. Axanthic, Lilly White, Frappuccino.
Media społecznościowe (TikTok, Instagram, Weibo) – posty dokumentujące nowe morphy i nazwy marketingowe
Pangea Forum,
GeckoForum,
Reddit






Komentarze